czwartek, 31 marca 2016

Punk 45 vol. I.

Jeśli myślisz, że wiesz wszystko o punk rocku to... przesłuchaj tę składankę, której pełna nazwa brzmi:
"Punk 45: Kill The Hippies! Kill Yourself! The American Nation Destroys Its Young - 
 Underground Punk In The United States Of America, 1973-1980 Vol. 1".
Pozycja została wydana przez londyńską wytwórnię Soul Jazz Records, która specjalizuje się w odkopywaniu
muzyki zapomnianej przez masy.
Na płycie znajdziemy aż 21 zespołów z których ja znałem tylko 4-y składy, reszta wpadła mi w oko po raz pierwszy.
Pozycja świetnie wydana, podwójny album, gruby poważny gatefold, mnóstwo zdjęć oraz informacji z których dowiemy się wiele ciekawych rzeczy.
Na płycie usłyszymy:
- The Urinals - I'm A Bug,
The Normals - Almost Ready, 
The Hollywood Squares - Hillside Strangler,
Electric Eels - Agitated,
Pere Ubu - The Modern Dance,
The Randoms - Let's Get Rid Of New York, 
The Bizarros - Ice Age, 
The Zeros - Wild Weekend,
Tuxedomoon - Joeboy The Electronic Ghost,
X Blank X - Your Full Of Shit, 
Flamin' Groovies - Dog Meat, 
The Deadbeats - Kill The Hippies, 
Theoretical Girls - U.S. Millie, 
The Skunks - Earthquake Shake, 
Knots - Action, 
Crash Course In Science - Cakes In The Home, 
The Pagans - Not Now No Way, 
Pastiche - Flash Of The Moment, 
The Lewd - Kill Yourself, 
Johnny Thunders & The Heartbreakers - Chinese Rocks, 
The Controllers - Neutron Bomb.
Na tą chwilę kupno tych "45-tek" to spory wydatek a i z ustrzeleniem też nie będzie łatwo, także miłego odsłuchu przynajmniej na jutubie. 







czwartek, 24 marca 2016

Wojtek Mazolewski Quintet w IF Music/Soho.

W niedzielę 20 marca miałem okazję zobaczyć WMQ po raz drugi na koncercie. 
A to wszystko za sprawą właścicieli Lanquidity Records, którzy namówili zespół oraz właściciela sklepu muzycznego aby zagrać dla garstki publiczności.
IF Music - to mały, niezależny sklepik muzyczny, który znajduje się w samym centrum brytyjskiej stolicy w dzielnicy Soho.
Sklep o powierzchni około 25-30 m2 w którym można znaleźć bardzo wyselekcjonowaną muzykę, głownie z jazzem oraz klasycznymi pozycjami takimi jak Can, 
Sun Ra, Kraftwerk itp.
Tak jak już wspomniałem powyżej, zespół "dostał" do dyspozycji połowę powierzchni sklepu na której rozstawiono "perkusję" oraz stół z mini klawiszami i laptopem dla Joanny Dudy.
Resztę przeznaczono na siedziska dla publiczności.
Chyba najtrudniejsze zadanie miał perkusista, który dostał tylko mały werbel a za resztę zestawu perkusyjnego służyły mu... drewniane pudełka od win.
Kontrabas Wojtka został podłączony do malutkiego piecyka gabarytami niewiele większego od płyty winylowej.
Trąbka jak i saksofon nie potrzebowały "nagłośnienia" - jeden problem mniej dla organizatorów.
Koncert zaczął się około 17.15 i było widać, że niektórzy muzycy byli trochę stremowani, nic ich przecież nie dzieliło, żadna scena czy kilku metrowy pas bezpieczeństwa.
Sekcja dęta praktycznie ocierała się o widzów, których przybyło jak myślę około 30 osób.
WMQ oczywiście promował album "Polka" i to te utwory można było usłyszeć tego dna w IF Music.
Przyznam się, że niedzielny koncert bardziej mi się podobał niż poprzedniego dnia, dało się wyczuć pewną nić porozumienia między kwintetem a publicznością, która za każdym razem nagradzała muzyków gorącą, spontaniczną owacją.
Po koncercie można było oczywiście porozmawiać z muzykami, nie dało się odczuć żadnej bariery -
wiadomo w końcu łączy nas muzyka. W miłej atmosferze poprosiłem cały skład o autografy, które upiększyły moją winylową wersję "Polki".
Jeśli ktoś chciałby więcej zdjęć z oby dwu koncertów to zapraszam na stronę mojego kolegi.





poniedziałek, 21 marca 2016

Wojtek Mazolewski Quintet - Inwazja mocy.

W sobotę 19 marca miałem okazję zobaczyć po raz pierwszy Wojtek Mazolewski Quintet, który obecnie jest na trasie promującej swój najnowszy album "Polka".
Koncert odbył się w londyńskim klubie "Garage" w północnej części Londynu.
Drzwi zostały otwarte około godziny 19 i jak się okazało wewnątrz sali na rozgrzewkę przed koncertem swój set "didżejski" zaprezentował jeden z współwłaścicieli  bazującej w Londynie wytwórni Lanquidity Records
Adrian Magrys zaprezentował bardzo elektroniczny set bazujący w okolicach trip hopowych.
Sala została wypełniona w połowie, myślę że było około 300 osób w większości oczywiście Polacy.
O godzinie 20-tej WMQ wyszedł na scenę bardzo gorąco przywitany przez publiczność.
Krótkie ustawienie się na scenie i po chwili usłyszeliśmy dźwięki z "Polki".
Zespół wystartował bardzo powoli jednak publiczność przyjęła owacyjnie pierwsze rytmy. 
Joanna Duda po lewej stronie sceny obok niej Marek Pośpieszalski, po środku oczywiście Wojciech Mazolewski a po prawej stronie sceny umiejscowiła się trąbka oraz schowana nieco perkusja.
Już po pierwszym utworze było słychać, że wybór stricte rockowego klubu na koncert jazzowy był błędem ponieważ ogólne wrażenie WMQ było bardzo rockowe.
Na domiar wszystkiego muzycy zagrali bardzo mało jazzowo, perkusista wybijał raz po raz rockowe rytmy za mało improwizując, momentami dało się odczuć jakby grał ciągle punkowe "umpa-umpa".
Następnym mankamentem to trąbka - bardzo słabo, za mało wolności a za bardzo trzymania się kurczowo tematów z albumu - to na minus.
Najjaśniejszą gwiazdą wieczoru była dla mnie Joanna Duda, która fantastycznie dopełniała muzykę tylko szkoda, że było ją słabo słychać.
Mamy kolejny wielki talent!.
Oczywiście Mazolewski pokazał wielki kunszt gry na kontrabasie (nieco futurystycznym zresztą) no i oczywiście pokazał wszystkim Polkom swoje tatuaże, które wzbudziły wielkie westchnienie wśród piękniejszej części publiczności.
Tak jak napisałem wyżej nie dało się odczuć jazzowej atmosfery koncertu, pewnych muzycznych tarć między muzykami WMQ.
Ot, grupa po prostu zagrała swój rockowy set - jednak będąc obiektywnym publiczność dostała muzyczny orgazm i to kilka razy.
Oczywiście oprócz "Polki" usłyszeliśmy również Rage Against The Machine oraz kultowy przebój reggae (lub techno jak kto woli) z repertuaru The Prodigy z refrenem wyśpiewanym przez londyńczyków.
Nie powiem sala uniosła się nad miastem.
Jednak aby za bardzo nie słodzić, publiczność dała się ponieść fantazji na niektórych utworach zaczęła śpiewać "La-la-la, da-da-da, li-li, li-li" i w tym momencie podeszła do mnie znajoma, która powiedziała do mnie 
"Niezła inwazja mocy, czuję się jak na Bachanaliach".
I faktycznie jak się rozejrzałem po sali biesiada trwała w najlepsze, gremialne śpiewanie, rączki u góry, piwo leje się strumieniami, kilka par tańczyło tylko sobie znany taniec.
Normalnie biesiada.
Chciałbym również dodać, że grupa bisowała trzy lub cztery razy a publiczność pożegnała się z zespołem odśpiewaniem "Lalalalalanananananatatatatata". 
Publiczności koncert się bardzo podobał ja byłem bardzo zawiedziony.
Takie mam odczucia po tym nieudanym koncercie, za dużo rockowych patentów a za mało jazzu.
A następnego dnia... .



piątek, 18 marca 2016

Nils Petter Molvær - Khmer.

Kto słyszał ten album ?
To najbardziej futurystyczny i nie jazzowy wypust z wytwórni ECM jaki słyszałem do tej pory.
To nawet nie jest muzyka klasyczna lub eksperymentalna jaką wydaje ta zasłużona wytwórnia 
to po prostu muzyka ELEKTRONICZNA.
Pierwszy utwór "Khmer" nie zapowiada elektronicznej podróży, słyszymy trąbkę, 
różne przeszkadzajki a w tle afrykańskie dźwięki. 
Ot kolejna "world music" w katalogu ECM.
Jednak drugi utwór "Tløn" pokazuje nam czego się w 1997 roku słuchało a mianowicie 
Future Sound Of London!
Potężne brzmienie wręcz rozsadza kolumny gdzie beaty raz po raz uderzają w głowę.
Już teraz jestem całkowicie przekonany, że na pewno nigdy nie słyszałem takiej muzyki z niemieckiej wytwórni.
Trzeci utwór "Access / Song Of Sand I" to spokojniejsza kompozycja od poprzedniej, tempo zostało nieco zwolnione a głównym instrumentem jest gitara - skojarzenia z Terje Rypdalem jak najbardziej na miejscu.
Czwarty oraz kolejne utwory porównując do poprzednich kompozycji to spokojne, nastrojowe ballady, które wyhamowują tempa poprzednich utworów.
Siódmy utwór "Song Of Sand II" to powrót do ciężkiego elektronicznego beatu, który prowadzi nas przez 
sześć minut.
Płytę kończy "Exit", który rzeczywiście całkowicie wycisza poprzednie utwory, jakby przygotowując nas do zakończenia słuchania płyty.
Czy polecam tą płytę?.
Na pewno nie jest to najlepszy album z katalogu ECM.
Nie jest to też dobra elektroniczna muzyka, która mogła by być stawiana jako przykład dobrego miksu elektroniki z tradycyjnymi instrumentami.
Z resztą posłuchajcie sami.



środa, 16 marca 2016

Sonda 2.

Kto widział nową "Sondę"?
Jak wasze pierwsze wrażenia?
Według mnie prowadzący zmierzył się z legendą, której nie można przebić, jednak chwała mu za to, że podjął się tak trudnego, praktycznie niemożliwego do wykonania zadania.
Chwała również TVP, że wskrzesiła legendarny program po 26 latach niebytu.
Moje pierwsze wrażenia to na pewno jest to inny program niż "Sonda", po prostu nie można porównywać do pierwowzoru.
Na pewno brakuje świetnych, merytorycznych, mówionych piękną polszczyzną dyskusji między Kurkiem a Kamińskim ale za to możemy np. za pomocą Skype skontaktować się z osobą odpowiedzialną za misję Voyager.
No cóż coś za coś, postęp idzie do przodu.
Według mnie w programie za dużo dzieje, akcja jest dość wartka i autor skacze z tematu na temat 
- brakuje mi tych statycznych rozmów między pierwszymi twórcami programu.
Następny minus, który bardzo mnie irytuje to wymieniana sporo razy nazwa "fejsbuk" podczas programu - już nawet tam nie można uciec od tego portalu!
Następny minus to posty widzów, które rozpraszają oglądanie programu a na dodatek pokazują się na środkowej części ekranu. Jeśli twórcy czytają przypadkiem mój wpis to proszę rzadziej umieszczać posty oraz proszę je przesunąć na dół ekranu.

Tak naprawdę mój wpis dotyczy nowej muzycznej czołówki, która jest "remiksem" kultowego w Polsce utworu, który posłużył za wstęp do "Sondy".
Podoba Wam się nowa wersja?


wtorek, 15 marca 2016

Sleaford Mods - Key Markets.

Muzyka jest wszędzie... .
Natrafiłem na tą grupę w wywiadzie z Marcinem Świetlickim, który narzekał że chciał zaprosić ten zespół na swoje tournee lecz okazało się, że Anglicy zażądali za dużo pięniążków za wspólną trasę z muzykiem. 
A szkoda na pewno dobrze by się zabawili w morzu wódy i taniego browaru w Polsce.
Jak to bywa w XXI wieku szybkie wejście na jutubę i całkiem miłe zaskoczenie.
Dwójka ex-pankrockowców tworzy całkiem miłą uliczną muzykę opartą na przekleństwach oraz prozie życia - jak to bywa w punku najlepsza z możliwych kombinacji.
Muzyka oparta jest na prostym basie oraz perkusji lecz najważniejszym  instrumentem 
w Sleaford Mods są słowa, które szybko punktują naszą głowę.
Piosenki dotyczą biedy, bezrobocia, polityków oraz zabawy
W tekstach pojawiają się politycy, osoby, miejsca, wydarzenia, które znają tylko mieszkańcy Wysp i to chyba tylko tej północnej części.
Przyznam się, że trzeba być Anglikiem aby zrozumieć ten potok słów, który dla obcokrajowca może być niezrozumiały.
Oczywiście nie jest to typowy rock lecz coś jakby zawieszonego między hip hopem (maniera śpiewania) a elementami muzyki rockowej (bas i perkusja).
Zresztą posłuchajcie sami.
Jak to bywa z takimi grupami okazało się, że "Key Markets" to ich ósma płyta w dorobku.
Oczywiście przed przeczytaniem artykułu nie miałem pojęcia o tym duecie, który jest całkiem popularny gdzieś tam w zapomnianej północnej części Wyspy.










poniedziałek, 14 marca 2016

Wojciech Mazolewski w Bravo.

Od czego by zacząć?
Sam nie wiem....
To  może od samego początku tak będzie chyba najłatwiej.
W 2015 roku Wojtek Mazolewski Quintet wydał kolejny album o nazwie "Polka".
Płyta elegancko wydana, świetne zdjęcie Małgorzaty Braunek na okładce ukazujący piękno naszych Polek. 
Profesjonalny, gruby gatefold, poważna ciężkość płyty, widać że muzycy przyłożyli się do wydania albumu i 
nie zlekceważyli potencjalnych nabywców.
Cena na rynku to 40-50 PLN a więc całkiem przystępna zważywszy, że wydawcy obecnie golą na potęgę winylowców wykorzystując fakt masowego powrotu do czarnego nośnika.
To po tym słodzeniu przejdę to pewnego szkopułu, który mnie rozbawił.
Do płyty został dodany ogromniasty plakat o wymiarach około 100 cm na 60 cm przedstawiający Wojtka w zamyślonej pozie.
Przyznam się, że ubawiłem się po pachy zobaczywszy poster i pierwsze skojarzenie jakie przyszło mi do głowy to znany wszem i wobec magazyn dla nastolatków BRAVO gdzie do każdego numeru dodawany jest plakat bożyszczy małolatów.
Wojtku, po co ci ten plakat?
Czy nie można było zamiast tego zrobić książeczkę na przykład ze zdjęciami miast i miejsc o których mowa na albumie "Polka"?
Czy nie można było zrobić wkładki ze zdjęciami z sesji Braunek, która została wykorzystana na okładkę? 
Czy nie można było wrzucić na przykład zdjęć z koncertów?
Dobry pomysł co nie Wojtek?
Wyobraźcie sobie 30-to, 40-to, 50-cio latków, którzy po zakupie płyty wieszają sobie wizerunek muzyka w swoich pokojach, ba garażach, warsztatach czy szafkach w pracy!
Następnym razem Wojtek jakbyś chciał jakiejś rady co zrobić z papierem napisz do mnie email na pewno coś wymyślimy dobrego razem.
Twój uniżony wujek DobraRada.









środa, 9 marca 2016

Allegrowe dziady III.

Kolejna tym razem najnowsza wątpliwa przygoda na alledrogo.
Znowu Breakout tym razem kultowy album "Blues".
Cena kup teraz 100 PLN.
Opis aukcji zdawał się fantastyczny: 1st Press, Idealna, EX.
Pod zdjęciami tabelka z fachowym opisem, która naświetliła sprawę jeszcze bardziej.
Stan płyty: EX,
Stan okładki: VG.
Skala ocen według Record Collector's Grading System.
No to jestem w domu!.
Kilka kliknięć myszką i uradowany nasłuchuję kroków listonosza. 
Zaraz, zaraz nie tak prędko...
Płyta nie doszła w ciągu kilku dni. 
Ok, nic się nie stało wielkiego. Może coś sprzedającemu wypadło, choć mógł przynajmniej napisać krótką wiadomość.
Po tygodniu napisałem email z zapytaniem gdzie jest moja przesyłka. 
Sprzedający odpisał, że w "niewyjaśnionych okolicznościach" przesyłka nie została wysłana i że nada jutro ekspresem.
Ok, faktycznie dwa dni później paczka pojawia się w domu.
Otwieram przesyłkę, patrzę na płytę i BUM !!!.
Stan płyty to VG- !!!!!!!!!.
Jeśli co do okładki nie można się przyczepić, ja bym opisał nawet jako VG+, lecz płyta to już woła o pomstę do nieba. Niezliczona ilość rysek, kilkanaście sporych rys oraz kilka zadrapań na powierzchni płyty, mycie choćby "karszerem" nie pomoże.
Jestem po prostu załamany.
Napisałem email do sprzedającego, ze chcę tą płytę oddać i czekam na zwrot pieniążków. 
Dodałem również, że według mnie płyta ma stan VG-.
Sprzedający odpisał, że płyta została opisana "w sposób jednoznaczny" jako EX. 
Właściwie nie rozumiem co to znaczy jako "w sposób jednoznaczny" - pal licho.
Odpisałem na ów email dołączając zdjęcie, które drodzy blogowicze możecie zobaczyć poniżej.
Sprzedający odpisał mi coś takiego: 
"W przypadku płyt, które stanowią sporą wartość zawsze je odsłuchujemy i na podstawie tego wystawiliśmy tej płycie stan EX (SIC!!!). Na podstawie wysłanego zdjęcia (możecie je zobaczyć poniżej, mój dopisek), wystawiłbym notę VG+ (SIC!!!). Pańskie określenie jako VG- jest dla mnie abstrakcyjne. 
Z tytułu rękojmi jestem skłonny oddać część sumy jak to ma miejsce przy nieznacznej pomyłce. 
Natomiast jeśli chodzi o obustronne pokrycie kosztów wysyłki to już nie ponieważ opis płyty nie odbiega znacząco od faktycznego stanu (SIC!!!). 
I na koniec kwiatek: "Ja rozumiem, że można być purystą, jednak proszę rzetelnie ocenić stan płyty, 
VG- mieści się poniżej średniej w skali ocen Record Collector's Grading System, a przesłane przez 
pana zdjęcie oraz  zdjęcia umieszczone na stronie aukcji tej płyty zdecydowanie temu przeczą".
Po tym emailu chciałem dalej aby sprzedający przesłał mi kasę jako pierwszy, ponieważ ja jemu zaufałem i niech teraz on mi zaufa, jednak dostałem mejla o następującej treści.
"Tu nie chodzi o zaufanie ale o prawo a tak właśnie ono wygląda w takich sytuacjach". 
Pomyślałem sobie o jakim prawie pisze sprzedający ?
Po tej odpowiedzi stwierdziłem - mam do czynienia z allegrowym dziadem i odbijam - dalsza polemika nie ma sensu.
Zgodziłem się na wysyłkę jako pierwszy a sprzedający odda mi tylko za płytę, o sumie za opłaty pocztowe mogę oczywiście zapomnieć.
Po kilku dniach... .
Sprzedający otrzymał płytę i napisał, że faktycznie płyta jest w stanie VG (SIC!!!) i zobowiązuje się do oddania pieniążków za płytę oraz wysyłkę.
Po kilku dniach od otrzymania płyty sprzedawca nie przesłał mi obiecanego przelewu mimo, że codziennie skromnie się przypominałem. Ja ze swojej strony zdenerwowany czekaniem na jakąkolwiek odpowiedź otworzyłem "spór" na portalu, myśląc że popchnę sprawę.
No i rzeczywiście po sześciu dnach dzwonienia oraz wysyłania emaili sprzedający odezwał się poprzez stronę alledrogo z pretensjami dlaczego jestem niegrzeczny i "nagabuję" go telefonami.
W "sporze" sprzedający napisał, że płyta "nieznacznie" odbiegała od opisu i zobowiązuje się do przelania kwoty za płytę oraz podwójną wysyłkę. 
Rzeczywiście otrzymałem na konto przelew za płytę oraz wysyłkę.
Jeśli ktoś uważa, że "nieznaczna" różnica jest między stanem VG a EX to niech może handluje jabłkami albo kartoflami bo jeśli chodzi o winyle to jest w ciemnej....
Jaki jest według Was stan płyty ?
Jak zakończyć tą sprawę ?
Negatyw?.
Neutral?.
Wiem, że zdjęcia nie oddają rzeczywistego oglądu lecz mogą ułatwić Wam zadanie.