środa, 17 września 2014

PROMS, Royal Albert Hall, 12.09.2014.

To mój pierwszy "świadomy" koncert muzyki poważnej, oczywiście wcześniej byłem w latach szkolnych z klasą ale traktuję to bardziej wybryk niż przesłuchanie całej symfonii z wypiekami na policzkach.
Na samym wstępie chciałbym podziękować Carlosowi, który skutecznie przez tydzień przekonywał mnie aby nie opuścił tak doniosłego wydarzenia. Oczywiście ja jako kompletny laik trochę się uchylałem od pójścia ale w piątek rano obudziłem się z przekonaniem "idziemy".
Czy szanowni blogowicze wiedzą co to jest PROMS ?
Ci, którzy siedzą w "poważce" na pewno spotkali się z tą nazwą, ci którzy nie znają zapewne zainteresują się tą ideą czy wydarzeniem.
PROMS miał swój  początek  w 1895 roku w Londynie a pomysłodawcami byli Robert Newman oraz Henry Wood. Główną zasadą było i jest propagowanie muzyki klasycznej bez względu na status społeczny czy materialny co czyni go pierwszym festiwalem muzycznym w którym każdy może uczestniczyć.
PROMS, to także okazja aby zamanifestować uczucia patriotyczne i pokazać jedność Wspólnoty Brytyjskiej. To właśnie ostatni dzień jest poświęcony głównie patriotycznym utworom, ludzie głośno manifestują swój patriotyzm a zdobycie biletu graniczy z cudem, niektórzy czekają w kolejce 2 dni na zewnątrz budynku aby wejść do środka!.
Ja za namową Carlosa wybrałem się na przed ostatni dzień, gdzie co roku jest grana IX Symfonia Beethovena a orkiestra oraz chóry były światowego formatu.
To może od początku.
Bilety na loże zostały wyprzedane już dawno temu ale żeby dostać się do środka hali (miejsca stojące przed samą orkiestrą) trzeba przyjść do kasy i stanąć w kolejce. 
Nie możliwa jest opcja zakupu on-line, co ma swoje urok, można poznać wiele ciekawych osób, porozmawiać czy wymienić się doświadczeniem, ponieważ wiele osób uczestniczy w PROMS od wielu, wielu lat.
Ja osobiście poznałem w kolejce miłego Hindusa, który mieszka w Londynie od 45 lat i również on uczestniczy w tym wydarzeniu osobiście od 20 lat, wytłumaczył mi jak działa kolejka, pokazał gdzie jest restauracja, opowiedział kilka historii z poprzednich PROMS.
Koncert miał się zacząć o 19.30 ale za namową Carlosa stanąłem w kolejce już o godzinie 15, miałem ogromne szczęście ponieważ pogoda była przepiękna, około 25 st. Celsjusza oraz prawie bezchmurne niebo. 
Po chwili przyszła do mnie osoba z obsługi festiwalu i dała mi malutki bilecik z numerem 128 a więc nie była tak źle oraz oświadczyła mi, że sprzedaż biletów ruszy około 18.30 i mam prawo aby opuścić kolejkę na 30 minut. 
Oczywiście nie było mowy o żadnym chaosie kolejkowym, ludzie spokojnie oczekiwali na otwarcie kas, rozmawiając, czytając, opalając się czy też popijając sobie wino i racząc się dobrym jedzeniem w cieniu Royal Albert Hall.
Oczywiście nie było mowy o żadnej policji, która by przeszkodziła w spożywaniu alkoholu na dworze to nie ten obszar kulturowy, wszystko na pełnym luzie i z angielską gracją.
W między czasie udałem się do kawiarni, która mieści się w sali koncertowej aby zakupić coś do picia i kupiłem 2 butelki wody 250 ml i zapłaciłem 5 funtów... czyli tyle ile kosztuje bilet na PROMS.
Tak, tak, bilet na to wydarzenie kosztuje 25 złotych!.
Około 18.40 ruszyła się kolejka, wszyscy grzecznie i spokojnie ustawili się  kolejce (każdy znał swój numer), bez przepychania, z uśmiechem po 10 minutach byłem już w środku sali oczekując na koncert. Tak do dodania, kupując bilet w kasie trzeba płacić tylko gotówką, nie są przyjmowane opłaty kartą.
Tak na marginesie moje miejsce w kolejce znajdowało się koło budynku szkoły do której uczęszczał Brian May oraz gdzie grupa Queen zagrała swój pierwszy publiczny koncert. 
Mój numer to 128 ale byłem może w piątym rzędzie stojącym czyli około 10 metrów od dyrygenta, widok niesamowity; misterne zdobienia, ogromne przestrzenie, przepiękna sala wypełniała się po brzegi z każdą minutą, nie było co się dziwić mieliśmy uczestniczyć w bardzo ważnym przedstawieniu w którym wzięła udział:
- Leipzig Gewandhaus Orchestra,
- Members Of Lepzig Opera Chorus,
- Leipzig Gewandhaus Chorus, 
- Leipzig Gewandhaus Children Chorus,
- London Symphony Chorus,
- Christina Landshamer - soprano,
- Gerhild Romberger - mezzo-soprano,
- Dmitry Belosselskiy - tenor,
- Steve Davislim - bass,
- Alan Gilbert - dyrygent. 
Oczywiście nazwy powyżej nic mi nie mówiły wcześniej ale jak napisałem powyżej, poszedłem za namową Carlosa i czego nie żałuję.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie koncertu niektórzy ludzie usiedli na podłodze a niektórzy nawet jedli posiłek, co było lekką przesadą.
Na dziesięć minut przed rozpoczęciem koncertu grupka około 15 osób "wyśpiewała", że udało się dziś zebrać na cele dobroczynne 6 tysięcy funtów.
Przed rozpoczęciem wszedł chór w liczbie około 80 osób co stanowiło dla mnie ogromną liczbę będąc wychowanym na rockowych koncertach. Przekrój wiekowy chóru był ogromny od jak myślę 10 latków po osoby w poważnym wieku.
Orkiestra zaczęła od krótkiej bo około 10 minutowej kompozycji Fredricha Cerha, aby po zakończeniu przejść do IX Symfonii Beethovena. Dla mnie jako laika zapadł w pamięci moment jak owe 80 osób wstało "jak jeden mąż" i zaczęło śpiewać partie wokalne symfonii Beethovena z wielką mocą, zostałem znokautowany bez litości.
Jako swoje spostrzeżenie dodam, że niektóre osoby w chórze z wielką tremą oczekiwało swojej chwili rozpoczęcia, wszyscy siedzieli w takiej samej wyprostowanej pozie z rękoma na kolanach, co przypominało mi wojskowy dryg.
Po zakończeniu koncertu było widać ogromną ulgę na twarzach dzieci oraz młodzieży, tym bardziej, że publiczność oszalała z aplauzem, myślę że cztery razy dyrygent oraz soliści byli wywoływani na scenę przez widzów, którzy głośno tupiąc pokazywali swoją euforię oraz zadowolenie. 
Oczywiście nie będę pisał jak wypadła orkiestra i poszczególni soliści ale już teraz wiem, że w następnym roku będę uczestniczył w PROMS, w wydarzeniu innym niż wszystkie!

































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz