środa, 9 kwietnia 2014

Jack DeJohnette Spring Quartet, Barbican, 7.04.2014,

Kilka dni temu miałem okazję zobaczyć Jack'a DeJohnette jednego z największych perkusistów jazzowych, który grał z największymi osobistościami takimi jak: Miles Davis, John Coltrane, Keith Jarrett, Dave Holland, John Abercrombie, Miroslav Vitous, Terje Rypdal, David Murray, Herbie Hancock, Tomasz Stańko, Zbigniew Seifert.
Koncert odbył się w londyńskim Barbican Art Center.
Muzyk wystąpił w swoim nowym wcieleniu Jack DeJohnette Spring Quartet w następującym składzie:
Jack DeJohnette - perkusja,
Esperanza Spalding -  kontrabas,
Joe Lovano - klarnet, saksofon tenorowy i sopranowy,
Leo Genovese - fortepian, instrumenty klawiszowe.

Koncert zaczął się z piętnastominutowym opóźnieniem, jak się dowiedziałem później powodem był atak migreny Esperanzy. Przyczyna była na tyle poważna, że był zapewniony już rezerwowy muzyk, który zastąpi kontrabasistkę. 
Jednak stało się inaczej o 19.45 muzycy wyszli na scenę powitani gorącą owacją. Koncert został wyprzedany, jednak dało się zauważyć wolne miejsca. Nam udało się kupić bilety na balkon po lewej stronie. Przyznam się, że słuchanie muzyki na koronie nie należy do przyjemności, jakby ktoś kupował bilety do Barbicanu to odradzam te miejsca, może na środku balkonu dźwięk był inny - to tak na marginesie.
Nie znam twórczości The Spring Quartet ani pozostałych muzyków (oprócz oczywiście DeJohnette), także nie nastawiałem się na specjalnie na wybrane utwory kwartetu a na słuchanie muzyki oraz grę DeJohnette.
Okiem laika było widać jak i słychać, że muzycy zaczęli bardzo nie równo, bez zgrania, muzyka się totalnie rozłaziła, a na domiar złego w pierwszym utworze Jackowi wyleciała pałeczka z ręki, jednak swoim doświadczeniem muzyk bardzo szybko opanował grę, ten utwór to popis Joe Lovano na saksofonie. 
Dość spektakularnym momentem był utwór w którym Spalding zaczęła od recytacji wiersza, przechodząc do solo na kontrabas oraz śpiew. Publiczność nagrodziła muzyków wspaniałą owacją.
Esperanza Spalding siedziała na wysokim krześle grając na kontrabasie po środku sceny między muzykami, pod sam koniec dało się zauważyć jak kontrabas ciąży muzykowi, kilka razy o mały włos nie wyślizgnął się muzykowi z ręki.
Joe Lovano bardzo często opuszczał front aby krążyć po bokach sceny a nawet za perkusją, chyba był najbardziej "żywą" osobą mimo pokaźnego brzuszka. Dało się zauważyć ogromne wczucie i zaangażowanie w swoją grę.
Leo Genovese był "obstawiony" instrumentami, po środku pianino a po bokach keyboardy. Grał z bardzo charakterystyczną nisko pochyloną sylwetką, bardzo często jedną ręką na pianinie a drugą na elektronicznych klawiszach.
W jednym utworze dało się zauważyć, że Jack'owi coś się zaczyna dziać z perkusją i przestaje grać dwoma rękoma, gra tylko lewą a drugą manipuluje coś przy stelażach, zajmuje to mu coś około minuty, przy czym gubiąc rytm wprowadza muzyków w swoisty dysonans, jednak orientuje się, że coś idzie nie tak i na ratunek zaczyna grać lewą ręką uderzenia przypisane do prawej ręki co daje tylko jeszcze gorszy efekt!
Takie wpadki w Barbicanie z takimi muzykami?
Kwartet grał około 1,5 godziny co przy tych wszystkich wpadkach oraz złego samopoczucia Esperanzy wydaje się zadowalającym czasem, grupa nie dała się namówić na bisy mimo gorącej owacji publiczności.
Na sieci można znaleźć opinie internautów co do koncertu, które są jednoznacznie negatywne: od nagłośnienia poprzez grę muzyków czy sens gry Spalding w ogóle.
Pamiętam, że koncert Stańki rok temu przyniósł mi spore wrażenia muzyczne, nie mogłem narzekać na nagłośnienie. 
Dla mnie jako jazzowego neofity dobra lekcja historii muzyki, warto było spędzić czas z takimi artystami.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz