Zupełnie przez przypadek trafiliłem do Barbican Art Centre i udało mi się zobaczyć chyba najdziwniejszy koncert jaki widziałem w życiu (jak na razie).
Charlemange Palestine to amerykański muzyk z pogranicza awangardy, noise oraz performance.
Występ muzyka był częścią trzydziestodniowego happeningu pod nazwą "Station To Station" za który odpowiedzialny jest Doug Aitken.
100 artystów, 50 koncertów, wszystko w jednym miejscu w którym można znaleźć sprowadzoną na tą okazję tłocznię winyli wielkości kontenera, D.I.Y. drukarnię okładek do płyt winylowych, studio nagraniowe, studio tańca nowoczesnego, pracownię malarską.
Koncert muzyka odbył się w pomieszczeniu o powierzchni około 100m2 gdzie scena była umieszczona na środku sali a projektory rzucały obraz wideo na wszystkie ściany przy których były rozmieszczone skromne ławeczki oraz pufy na których można było spokojnie się położyć aby delektować się muzyką czy obrazem.
Na skromnym stoliku znajdowały się dwa laptopy, kilka małych elektronicznych "klawiszy", obok tych zabawek mały stolik z alkoholem oraz lodem a przed muzykiem był rozstawiony ... ołtarzyk z zabawek pluszowych.
Muzyk miał na głowie słomkowy kapelusz a na nim baseballową czapeczkę, odziany był również w super psychodeliczną koszulę "bahamską".
No cóż jak jechać to jechać po całości !.
Za plecami muzyka znajdował się kultowy dość rzadko spotykany zestaw Moog System 55, można też było zauważyć jakiś wyższy model głośników Bowers & Wilkins oraz stos "raków" z efektami.
Trzeba dodać, że muzykowi pomagał opanować te wszystkie zabaweczki pewien człowiek, którego nie znam godności.
Muzyk zaczął swój koncert od nalania do lampki wina i uderzenia kilka razy palcem w szkło przy mikrofonie, później wziął dwie maskotki na których "wygrał" tylko sobie znaną melodyjkę aby po chwili zasiąść przy stole aby rozpocząć grę.
Muzyka jaką zaprezentował Palestine to dość przystępny ambient-noise z ... indiańskim śpiewem ?
To chyba takie nie tyko moje skojarzenie. Oczywiście nie jestem pewien co muzyk wyśpiewał to tylko moje przypuszczenia.
Reakcja publiczności jak to na tego typu koncertach: od pobłażliwych uśmieszków przez zaciekawienie do pełnej koncentracji, niektórzy wyszli z sali, niektórzy weszli zaciekawieni dźwiękami dochodzącymi ze sceny.
Trzeba również dodać, że muzyk dostał sporą owację po swoim secie, który zakończył znowu laleczkami, które nas miło pożegnały ciepłymi słowami.
Kilka słów podsumowania.
Bardzo ciekawe doświadczenie z nieznaną mi muzyką, świetne 30 dniowe obcowanie z muzykami, artystami, wytwórcami, których się nie słyszy lub nie dostrzega na co dzień (nie każdy ma możliwość aby kupić winyl, który ukazał się w 40 płytowym nakładzie).
"Station To Stations" kończy się 26 Lipca a więc jakby ktoś miał ochotę zobaczyć na żywo jak się tworzy sztukę gorąco polecam.
Charlemange Palestine to amerykański muzyk z pogranicza awangardy, noise oraz performance.
Występ muzyka był częścią trzydziestodniowego happeningu pod nazwą "Station To Station" za który odpowiedzialny jest Doug Aitken.
100 artystów, 50 koncertów, wszystko w jednym miejscu w którym można znaleźć sprowadzoną na tą okazję tłocznię winyli wielkości kontenera, D.I.Y. drukarnię okładek do płyt winylowych, studio nagraniowe, studio tańca nowoczesnego, pracownię malarską.
Koncert muzyka odbył się w pomieszczeniu o powierzchni około 100m2 gdzie scena była umieszczona na środku sali a projektory rzucały obraz wideo na wszystkie ściany przy których były rozmieszczone skromne ławeczki oraz pufy na których można było spokojnie się położyć aby delektować się muzyką czy obrazem.
Na skromnym stoliku znajdowały się dwa laptopy, kilka małych elektronicznych "klawiszy", obok tych zabawek mały stolik z alkoholem oraz lodem a przed muzykiem był rozstawiony ... ołtarzyk z zabawek pluszowych.
Muzyk miał na głowie słomkowy kapelusz a na nim baseballową czapeczkę, odziany był również w super psychodeliczną koszulę "bahamską".
No cóż jak jechać to jechać po całości !.
Za plecami muzyka znajdował się kultowy dość rzadko spotykany zestaw Moog System 55, można też było zauważyć jakiś wyższy model głośników Bowers & Wilkins oraz stos "raków" z efektami.
Trzeba dodać, że muzykowi pomagał opanować te wszystkie zabaweczki pewien człowiek, którego nie znam godności.
Muzyk zaczął swój koncert od nalania do lampki wina i uderzenia kilka razy palcem w szkło przy mikrofonie, później wziął dwie maskotki na których "wygrał" tylko sobie znaną melodyjkę aby po chwili zasiąść przy stole aby rozpocząć grę.
Muzyka jaką zaprezentował Palestine to dość przystępny ambient-noise z ... indiańskim śpiewem ?
To chyba takie nie tyko moje skojarzenie. Oczywiście nie jestem pewien co muzyk wyśpiewał to tylko moje przypuszczenia.
Reakcja publiczności jak to na tego typu koncertach: od pobłażliwych uśmieszków przez zaciekawienie do pełnej koncentracji, niektórzy wyszli z sali, niektórzy weszli zaciekawieni dźwiękami dochodzącymi ze sceny.
Trzeba również dodać, że muzyk dostał sporą owację po swoim secie, który zakończył znowu laleczkami, które nas miło pożegnały ciepłymi słowami.
Kilka słów podsumowania.
Bardzo ciekawe doświadczenie z nieznaną mi muzyką, świetne 30 dniowe obcowanie z muzykami, artystami, wytwórcami, których się nie słyszy lub nie dostrzega na co dzień (nie każdy ma możliwość aby kupić winyl, który ukazał się w 40 płytowym nakładzie).
"Station To Stations" kończy się 26 Lipca a więc jakby ktoś miał ochotę zobaczyć na żywo jak się tworzy sztukę gorąco polecam.
Prospekt z wystawy. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz