Wczorajszy koncert był częścią EFG London Jazz Festival, który odbywa się w wielu miejscach w stolicy Wielkiej Brytanii w dniach 13-22 listopad.
2000 artystów,
300 koncertów,
50 scen na których grają muzycy.
I to wszystko w jednym mieście, prawdziwy raj dla jazz-maniaków.
Może kilka słów o miejscu w którym odbył się koncert.
Milton Court jest nową częścią kulturalnego kompleksu jakim jest Barbican.
Został oddany do użytku kilka lat temu a właściwie to w tym budynku znajduje się szkoła muzyczna ... która otrzymała profesjonalną salę koncertową.
Nieźle co nie ?
Obok sali koncertowej została wybudowana wieża w której znajdują się apartamenty mieszkalne to chyba ogólnoświatowy trend.
Wieża ta nawiązuje stylem do swoich trzech starszych sióstr, które są ikonami brutalizmu w architekturze na świecie.
Oczywiście nowy budynek nie jest betonowym kolosem, tylko szklanym odbiciem brutalizmu swojego starszego rodzeństwa.
Jest to mój pierwszy raz kiedy będę w Milton Court także z wielką ciekawością szliśmy na koncert.
Sala okazała się zdecydowanie mniejsza od tej która znajduję się w Barbican - myślę, że nawet trzykrotnie. Jednak ciepły kolor drewna i ogólny wystrój sali daje nam bardzo miłe, przytulne wrażenie. Dość szybko znaleźliśmy swoje miejsca gdzie przy każdym z foteli znajdował się po nad trzydziestu stronicowy folder z Londyńskiego festiwalu to norma w Barbican.
Mimo, że koncert został wyprzedany sala zapełniła się w 95%.
Około 19.35 wyszła na scenę osoba jak na moje oko około 20 letnia kobieta (być może nawet uczennica tej szkoły) z pewnym luzem i typowo angielskim humorem zapowiedziała dzisiejszy koncert.
Oczywiście pani nie mogła wypowiedzieć poprawnie nazwiska naszego pianisty, choć nie należy do szczególnie do "trudnych". Jednak typowo po angielsku wyszła z tej opresji zamieniając wszystko w żart.
Kilka minut później pojawiła się na scenie Helen Sung ze swoim zespołem.
Sung promowała swój najnowszy album "Anthem For A New Day", który został wydany rok temu przez Concord Jazz.
Muzyka jaki zaprezentował kwartet do bardzo klasyczny, dość sztywny w swojej formie jazz.
Nie ma co się dziwić, Sung studiowała muzykę klasyczną, która na pewno rzutuje na styl gry jaki wykonuje jej zespół. Chciałbym również dodać, że Sung pobierała również nauki u Rona Carter'a, Wayne Shorter'a i Herbie Hancock'a ... uffffffffff takie rzeczy tylko chyba w USA.
Przyznam się, że muzyka nie przypadła mi zbytnio do gustu, najbardziej podobała mi się gra perkusisty E.J. Strickland'a.
Również chyba pierwszy raz spotkałem się aby po każdym utworze muzyk wygłaszał kilku minutową przemowę, to trochę gubi, załamuje rytm koncertu.
Po około godzinie muzycy zeszli ze sceny pożegnani owacją.
15 minutowa przerwa techniczna i wchodzi główna gwiazda wieczoru
Marcin Wasilewski Trio & Joakim Milder powitana bardzo gorąco.
Obecnie grupa znajduje się na swoim tournee promującym album "Spark Of Life" wydanym dla kultowego ECM.
Rozpoczęli od spokojnej ballady, która aż wypełniła gorącą atmosferą całą salę koncertową. Zupełnie inne granie niż zespół Sung. Grupa pozwalała sobie na dość duży luz.
Następnie usłyszeliśmy "Message In A Bottle" Stinga, tutaj zespół porwał całą publiczność, Marcin Wasilewski szalał za pianinem, jakże różniąc się stylem gry od statycznej Sung !
Grupa pozwoliła sobie przedłużyć ten utwór ku radości publiczności.
Po jednym z utworów Marcin wziął mikrofon aby przedstawić zespół i okazało się, że ... nie działa. Jednak muzyk niczym się nie przejął i przedstawił publiczności skład mimo wszystko bez mikrofonu. Będąc na balkonie słyszeliśmy dokładnie co powiedział - akustyka sali zrobiła swoje.
Również saksofonista miał problem techniczny z odsłuchem i raz na utwór prosił aby coś poprawić z nim.
Grupa dalej kontynuowała swoją grę i za każdym razem zbierała bardzo gorący aplauz.
Usłyszeliśmy m.in Largo oraz Actual Proof.
Grupa zeszła ze sceny pożegnana bardzo, bardzo gorąco, niektórzy zaczęli wychodzić jednak znakomita większość została aby "zmusić" grupę do bisu.
No i udało się po kilku minutach pojawili się na scenie i zagrali oczywiście
"Sleep Safe And Warm" Krzysztofa Komedy. Chyba nie mogli wybrać lepszej kompozycji.
Piękne pożegnanie z Londynem.
Po koncercie muzycy spotkali się z publicznością aby zamienić parę słów i podpisać swoje płyty.
To bardzo miło z ich strony ponieważ było widać, że występ kosztował zespół sporo energii.
Mi udało się zdobyć autografy całego składu ze "Spark Of Life"
Kolejny udany muzyczny wieczór, muzycy światowego formatu, piękna muzyka, sala i atmosfera.
Jakbyście mieli okazję zobaczyć Marcin Wasilewski Trio - nie ma co się zastanawiać, to chyba obecnie najlepszy polski skład jaki mamy na światowym firmamencie jazzu.
2000 artystów,
300 koncertów,
50 scen na których grają muzycy.
I to wszystko w jednym mieście, prawdziwy raj dla jazz-maniaków.
Może kilka słów o miejscu w którym odbył się koncert.
Milton Court jest nową częścią kulturalnego kompleksu jakim jest Barbican.
Został oddany do użytku kilka lat temu a właściwie to w tym budynku znajduje się szkoła muzyczna ... która otrzymała profesjonalną salę koncertową.
Nieźle co nie ?
Obok sali koncertowej została wybudowana wieża w której znajdują się apartamenty mieszkalne to chyba ogólnoświatowy trend.
Wieża ta nawiązuje stylem do swoich trzech starszych sióstr, które są ikonami brutalizmu w architekturze na świecie.
Oczywiście nowy budynek nie jest betonowym kolosem, tylko szklanym odbiciem brutalizmu swojego starszego rodzeństwa.
Jest to mój pierwszy raz kiedy będę w Milton Court także z wielką ciekawością szliśmy na koncert.
Sala okazała się zdecydowanie mniejsza od tej która znajduję się w Barbican - myślę, że nawet trzykrotnie. Jednak ciepły kolor drewna i ogólny wystrój sali daje nam bardzo miłe, przytulne wrażenie. Dość szybko znaleźliśmy swoje miejsca gdzie przy każdym z foteli znajdował się po nad trzydziestu stronicowy folder z Londyńskiego festiwalu to norma w Barbican.
Mimo, że koncert został wyprzedany sala zapełniła się w 95%.
Około 19.35 wyszła na scenę osoba jak na moje oko około 20 letnia kobieta (być może nawet uczennica tej szkoły) z pewnym luzem i typowo angielskim humorem zapowiedziała dzisiejszy koncert.
Oczywiście pani nie mogła wypowiedzieć poprawnie nazwiska naszego pianisty, choć nie należy do szczególnie do "trudnych". Jednak typowo po angielsku wyszła z tej opresji zamieniając wszystko w żart.
Kilka minut później pojawiła się na scenie Helen Sung ze swoim zespołem.
Sung promowała swój najnowszy album "Anthem For A New Day", który został wydany rok temu przez Concord Jazz.
Muzyka jaki zaprezentował kwartet do bardzo klasyczny, dość sztywny w swojej formie jazz.
Nie ma co się dziwić, Sung studiowała muzykę klasyczną, która na pewno rzutuje na styl gry jaki wykonuje jej zespół. Chciałbym również dodać, że Sung pobierała również nauki u Rona Carter'a, Wayne Shorter'a i Herbie Hancock'a ... uffffffffff takie rzeczy tylko chyba w USA.
Przyznam się, że muzyka nie przypadła mi zbytnio do gustu, najbardziej podobała mi się gra perkusisty E.J. Strickland'a.
Również chyba pierwszy raz spotkałem się aby po każdym utworze muzyk wygłaszał kilku minutową przemowę, to trochę gubi, załamuje rytm koncertu.
Po około godzinie muzycy zeszli ze sceny pożegnani owacją.
15 minutowa przerwa techniczna i wchodzi główna gwiazda wieczoru
Marcin Wasilewski Trio & Joakim Milder powitana bardzo gorąco.
Obecnie grupa znajduje się na swoim tournee promującym album "Spark Of Life" wydanym dla kultowego ECM.
Rozpoczęli od spokojnej ballady, która aż wypełniła gorącą atmosferą całą salę koncertową. Zupełnie inne granie niż zespół Sung. Grupa pozwalała sobie na dość duży luz.
Następnie usłyszeliśmy "Message In A Bottle" Stinga, tutaj zespół porwał całą publiczność, Marcin Wasilewski szalał za pianinem, jakże różniąc się stylem gry od statycznej Sung !
Grupa pozwoliła sobie przedłużyć ten utwór ku radości publiczności.
Po jednym z utworów Marcin wziął mikrofon aby przedstawić zespół i okazało się, że ... nie działa. Jednak muzyk niczym się nie przejął i przedstawił publiczności skład mimo wszystko bez mikrofonu. Będąc na balkonie słyszeliśmy dokładnie co powiedział - akustyka sali zrobiła swoje.
Również saksofonista miał problem techniczny z odsłuchem i raz na utwór prosił aby coś poprawić z nim.
Grupa dalej kontynuowała swoją grę i za każdym razem zbierała bardzo gorący aplauz.
Usłyszeliśmy m.in Largo oraz Actual Proof.
Grupa zeszła ze sceny pożegnana bardzo, bardzo gorąco, niektórzy zaczęli wychodzić jednak znakomita większość została aby "zmusić" grupę do bisu.
No i udało się po kilku minutach pojawili się na scenie i zagrali oczywiście
"Sleep Safe And Warm" Krzysztofa Komedy. Chyba nie mogli wybrać lepszej kompozycji.
Piękne pożegnanie z Londynem.
Po koncercie muzycy spotkali się z publicznością aby zamienić parę słów i podpisać swoje płyty.
To bardzo miło z ich strony ponieważ było widać, że występ kosztował zespół sporo energii.
Mi udało się zdobyć autografy całego składu ze "Spark Of Life"
Kolejny udany muzyczny wieczór, muzycy światowego formatu, piękna muzyka, sala i atmosfera.
Jakbyście mieli okazję zobaczyć Marcin Wasilewski Trio - nie ma co się zastanawiać, to chyba obecnie najlepszy polski skład jaki mamy na światowym firmamencie jazzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz